w noc czarną
jak podniebienie diabła
przetrąconymi dłońmi
rozgrzebuję pogorzelisko
własnych myśli
nabieram w dłoń
rytualną miarkę popiołu
mieszam ze śliną
cierpliwe rozcieram

prostym inkaustem
na pobielonym
wapnem ciele
tajemne znaki
palcem kreślę
by zło odczynić

po chwili
brakuje miejsca
na nikomu niepotrzebne
do odczytania niemożliwe
słowa zaklęć
pokrywam zaraz nimi
wszystkie ściany domu

szczekanie psa
mnie nie obudzi
poderwie z łóżka
żebym widział
jak bosymi stopami stoję
na giętkim języku
wewnątrz paszczy
za zaciśniętą
bramą zębów
czekam na swoją kolej
by wyjść na zewnątrz
niepotrzebnym słowem

czarne podniebienie
niepokojem
domyka się
nade mną

Dodaj komentarz