Krótka relacja z pubu. 20 kwietnia wystąpiły kapele: Bullshit, Nancy Regan, SKTC
Potwierdziła się znana prawda, że starzy wyjadacze i fachowcy rządzą na scenie. Na Bullshitów spóźniliśmy się trochę z Maksem. Młoda całkiem sprawna kapela radzi sobie z instrumentami, wszystko jak najbardziej poprawnie i równo – energia też była i nawet kontakt z publicznością (ale w bielskim pubie trudno w ogóle o taki brak kontaktu). Wokalistka prawidłowo wykorzystywała gardło, a reszta zespołu łoiła przednio. Ogólnie wszystko jak należy, ale czegoś mi zabrakło – może charyzmy? Ale nie przesadzajmy z wymaganiami, band jest młody i w którym kierunku się rozwinie – czas pokaże. Na razie są na właściwej ścieżce, a otrzaskanie się z różnymi scenami może tylko wyjść Bullshitom na dobre.
Nancia R. chyba grała w innym wymiarze, albo przestrzeni – na pewno nie było ich w Bielsku. Podobno koncert odwołali już dwa tygodnie temu, ale Żuk nic o tym nie wiedział – trochę niesmak, bo przecież „warto rozmawiać”.
SKTC – to legenda bezsprzeczna, pamiętam ich koncert z „potopu szwedzkiego” (rok bodajże ’92). Z tamtego składu został chyba tylko Jaco. Trudno ich dziś wcisnąć w konkretne ramy stylowe, to już nie jest hc – to coś bardziej ekstremalnego. Niektórzy widzą ich w szufladzie z etykietką thrash/punk, ale oni wolą proste określenie czad z przekazem i faktycznie to, co wyprawiali w pubie było taką właśnie megaczadową emisją przekazu. Owski na wokalu jest bez dwóch zdań moim idolem – osobowość obdarzona niesamowitą siłą, a przy tym niezły tekściarz; basista Baciar – znany także z EyeForAnEye – punktuje rytmem jak należy, często basem jak wiosłem odgarniając młyn ciał spod sceny; Gruby na garach jak zawsze w formie – jego blaszane zabawki niewątpliwie dodają specyficznego smaku numerom SKTC; Jaca (gitara) nie będę już opisywał, bo od paru lat jestem wobec niego bezkrytyczny, ale co bym najlepszego o nim i jego grze nie powiedział, to i tak będzie prawdą. Duży plus za ten gig kapeli, Żukowi. Młyny, pogo i pląsy publiki, to osobna kwestia, a strzały piany z kilku piw po ścianach i twarzach na koniec, kojarzyć się mogą tylko z jednym – totalne spełnienie, orgazm (?)
Poniżej skromny dokument. Dużo jeszcze pracy w pubie, żeby osiągnąć przyzwoite brzmienie w ciasnym lokalu i sensowne doświetlenie scenki…