>>Tym razem „galeria przechodnia” w CKT-„Stara Gmina” prezentuje retrospektywną wystawę prac z 25 lat twórczości Kordiana Michalskiego z Bociek, mieszkańca dzielnicy zaZarzecze.<<
Ćwierć wieku – to niezła okazja by zrobić huczny benefis, ale z szacunku dla prawdziwych twórców uważam, że nie ma czym się chwalić. Imprezy i bale pozostawiam ludziom, którzy na nie zasłużyli czyli imprezydentom i cieślom. Skąd taki „rolniczy” tytuł wystawy? Może się wydawać, że to dla żartu. Pozory jednak często mylą. Nie może być innego tytułu i innych skojarzeń, gdy za oknem bezkresne hektary pokryte z braku śniegu bruzdami jesiennych podorywek. Właściwie nie ma nic odkrywczego w porównaniu chłopskiej doli z życiem artysty: jeden i drugi ma do obrobienia jakieś poletko, obaj mają dni suche i dżdżyste, dla obu ważny jest tak samo efekt końcowy pracy jak i sam proces tworzenia. Jest tylko jedna istotna różnica: artysta to często leń, który nie ma obowiązku dokończenia roboty, a rolnik nawet zimą nie może sobie na taki luksus pozwolić.
wywiad dla prasy lokalnej:
(…) Dlaczego akurat grafika? Co jest w niej „pociągającego”?
Nie wiem, czy to świadomy wybór. Coś po prostu lubi się robić bardziej, a coś innego – mniej. Do tego jeszcze dochodzi potrzeba chwili i nastrój: czasem wolę malować, a czasem obejrzeć dobry film lub posłuchać muzyki. W czarno-białych obrazkach lepiej się czuję, ale są też wyzwaniem, bo ma się mniej środków do dyspozycji by za ich pomocą oddać emocje, myśli, wizje.
Obchodzi Pan ćwierćwiecze tworzenia. Jak przez ten czas zmieniała się Pana twórczość? Co miało na nią wpływ?
Nie obchodzę jubileuszy. To tylko pretekst, żeby przewietrzyć niektóre głęboko schowane prace. Najogólniej rzecz ujmując to życie ma wpływ na moje prace (wolę takie określenie niż twórczość, czy dzieło). Życie czyli ludzie, których się spotyka, doświadczenia, których się nabywa, to co się zdarza. Na pewno też sam warsztat, rzemiosło siłą rzeczy zmienia się z biegiem czasu i nie wiem czy na pewno się rozwija. Czasem brakuje mi spontanicznego spojrzenia sprzed lat, bardziej emocjonalnego podejścia do niektórych spraw i może jeszcze bezkompromisowości, buntu i braku dystansu. Teraz wydaje mi się, że podchodzenie z rezerwą do działań i układy z samym sobą nie są niczym dobrym dla sztuki w ogóle. A jeśli powstaje coś na zamówienie, to jeszcze gorsze bywają układy ze zleceniodawcą.
Czy są to prace zaplanowane, ułożone wcześniej wizje, czy raczej tzw. „pełen spontan”?
Pewnie wolałbym zaplanować i ładnie sobie ułożyć prace chronologicznie, kolorystycznie, logicznie. Ale często tych naprawdę dobrych rzeczy po prostu nie mam. To nie są moje dzieci więc bez żalu je oddaję. Tak, raczej powiesiłem je spontanicznie. Nie rozdzielałem tylko serii i tryptyków, a kluczem był jedynie przekrój, znalazły się więc tu prace stare i nowe.
Niektóre prace przedstawiają gitarzystów? Czy można, więc w nich dopatrywać wątków autobiograficznych?
Właściwie to sama autobiografia. Nawet czyjś portret jest zapisanym obrazem chwili moich emocji, wyobrażeń o tej osobie. W „galerii przechodniej” można obejrzeć wymieszane prace z kilku moich tematycznych – programowych wystaw: Infonervice, Czas Industrialny, Ob’Razy, Skrzydła po Przeszczepie i Kordian na Dziko. Wszystkie są autobiograficzne, bo nawet, gdy opisuję otaczające mnie zjawiska, to za każdym razem są w tym moje flaki, zawsze coś mną targa i te często krwawe przeżycia tam ze mnie wypływają. Niejednokrotnie ta autobiografia staje się wręcz nieprzyzwoitym ekshibicjonizmem. Widać wtedy jak na dłoni „co autor miał na myśli”.
Pana prace ubrane w intrygujący tytuł „Skrzydła po przeszczepie” od lutego krążą po Polsce, jakie niosą przesłanie? Jak są odbierane?
Jest to zwykła autoterapia, próba uporania się z dość silnymi przeżyciami ostatnich lat, także próba zamknięcia raz na zawsze drzwi pokoju z widniejącą na nich tabliczką „szpiczak mnogi”. Jest to nic innego jak zapis tego paskudnego czasu.
Czy trudno jest prezentować swoją twórczość przed rodzimą publicznością?
Chyba nawet łatwiej niż gdzie indziej. Powiesiłem obrazki, spotkałem się z paroma osobami, które mnie znają. Prace sobie wiszą, nikt mnie nie zaczepia, nie chwali, nie dokucza – jest pełny relaks, jest spokojnie. Czasem tylko, ale rzadko, muszę się męczyć z odpowiedziami na mądre pytania. Pozdrawiam. (rozmawiała Ewelina Modzelewska)